czwartek, 22 maja 2014

Chapter 11:"Part 1"

                Ponieważ od jakiegoś czasu byliśmy drużyną, bardzo ważną, wstałam niezwykle wcześnie by sprzątnąć dom tacie.

            Wzeszło słońce, a już miałam wszystkie detengerty przygotowane na blacie. Usłyszałam czyjeś kroki schodzące na dół, lekko ziewnęłam i ten ktoś przyszedł do mnie do kuchni.

            -Cześć tato- byłam zaskoczona tym, że wstał tak wcześnie. Kiwnął tylko głową, usiadł na krześle i przypatrywał mi się jak otwieram butelkę „Windex’u”.
            -Więc, jakie plany na twoje urodziny?  To już niebawem- zapytał w pośpiechu, starając mówić się do mnie; zanim przyszedł Ben.
            -Nie, nie za bardzo. Zapewne pójdziemy razem we trójkę na obiad, jak zwykle- wzruszyłam się i przejechałam palcem po butelce. Pochyliłam głowę patrząc jak kontroluję ruchy palca.

„Nie chcę zranić takiego pięknego dziecka, jakim ty jesteś”.

            Mruknęłam, kończąc pracę.  Nieśmiały uśmiech rozciągnął się na mojej twarzy, kątem oka zobaczyłam Bena wchodzącego przez kuchenne drzwi.

            -Łał, wszyscy tak wcześnie wstali- zaśmiałam się i zaczęłam pryskać płynem okna. Benny zerkał na tatę, przed tym jak wziął miskę od coco push. Jadł w milczeniu nie odrywając od niej wzroku. 

-Dobra, idę kupić trochę steków i powinienem wrócić- tata podniósł swoją kurtkę, przewieszając ją przez ramię. -Dzięki za posprzątanie- pokiwawszy w moją stronę głową, opuścił dom.

            Najpierw chciałam zacząć od tego co jest na dole, począwszy od podłogi.  Zobaczyłam, że Ben odłożył na miejsce miskę, z której jadł; chcąc mi pomóc wziął i pozamiatał podłogę.

            -Nie musisz mi pomagać, serio- położyłam rękę na szczotce by powstrzymać jego dalsze kroki.

            -Wkrótce nie będzie można tak powiedzieć- wymamrotał, idąc powoli w kierunku salonu i kanapy.


~*~



-One są w drodze; myślę, że będzie dobrze- tata powiedział to, jak wszyscy troje staliśmy w przedpokoju. Z Benem ustaliśmy na schodach.  To było jak jakaś scena z filmu.

Wszyscy usłyszeliśmy trzask zamykających się drzwi od samochodu, gdy wyszły dwie osoby. Tata otworzył drzwi, tylko by pokazać twarz Becky i jej matki, Susanne.
Westchnęłam i podałam Becky rękę, powodując u tacie lekkie zmieszanie.

-Savannah!- Bekcy cieszyła się, przytulając mnie. –Becky- przerzuciłam oczami, odwzajemniając uścisk z grzeczności. Ben przytulił ją i razem przywitaliśmy się.

15 minut później siedzieliśmy przy stole, zjadając w ciszy. Susanne była bardzo piękną kobietą. Miała długie, blond włosy i drobne, szczupłe ciało. Przypominała mi poniekąd mamę Miley Cyrus. Tylko bez tego drażniącego akcentu.

-Przepraszam, że mój syn nie mógł przybyć tutaj z nami, jest zajęty w collegu. Nie ma czasu- powiedziała przepraszająco.

Spoglądałam na Bena, czekając by coś powiedział, nie wykrztusił nic z siebie do tej pory.

-Kto jest twoim synem?- zapytał szybko, tak jakby czytał w moich myślach.  Chytrze się uśmiechnęłam, czekając by odpowiedziała.

-Louis Tomlinson- Susanne postawiła szklankę na stół. Ben wypluł z ust Pepsi, siedział oszołomiony powoli oddychając. Wszyscy pogrążyli się w grobowej ciszy, oczy Bena utkwiły w jego talerzu, kontrolował oddech.

-Louis… jest twoim synem?- odezwał się, dając możliwość każdemu z nas przestać patrząc na słabego i wkurzonego Bena.

„Na certyfikacie widnieje jego nazwisko, a Louis ma mojej matki.”

Porozumiewawczo skinęłam, spojrzałam na swój pusty talerz, zrozumiawszy że kiedyś był na nim stek. Wow, musiał być ostro w nieładzie, gdy byłam wściekła na słowa Susanne.

-I jeszcze jedna niespodzianka!- tata wstał, Ben na niego dziwnie spojrzał. –Mamy zamiar pobrać się w przyszłym  roku! –chwycił delikatnie za dłoń Savannah i pocałował ją.

      -Jeej!-  Becky tak się ucieszyła z tego, że pewnie nawet nie ogarnęła tego.
 Spojrzałam na dłoń Savannah, na której spoczywał już pierścionek. Zauważyła, 
że gapię się na jej rękę, więc schowała ją pod stół.

      Napięcie w pokoju zmalało kiedy Benny podskoczył nagle na  krześle, rzucił serwetką na swój talerz, następnie zrzucając go na podłogę robiąc przy tym głośny huk. Jego wielkie, monstrualne ciało rzuciło się w stronę drzwi, roztrzaskał szybę w drzwiach zamykając mocno drzwi.

      Wszyscy wstrzymali oddech kiedy to się stało.

      -Pójdę po niego- westchnęłam, poszłam w stronę drzwi, biorąc po drodze kurtkę, starając nie wdepnąć stopą w szkło.

       Znając Bena, pewnie pójdzie do centrum, niedaleko stacji kolejowej. Zawsze znajdowałam go tam, gdy musiał się wyżalić.

       Powiedział mi, że myśli nad opuszczeniem miasta, ale nigdy na to nie miał odwagi, więc tylko siedział i obserwował pociągi. Było już ciemno, i szczerze mówiąc mogłam się zgubić, gdybym go nie goniła tak wiele razy.
Ukazały się tory kolejowe, które zostały całkowicie opuszczone.

       -Ben?- krzyknęłam. Rozejrzałam się w około, słysząc pstrykanie kciukami z drzew posadzonych niedaleko mnie. Wywróciłam oczami, przypomniawszy sobie, że to pewnie dowcip, który prawdopodobnie miał mnie przestraszyć. Poszłam w kierunku drzew, widząc wokół mroczną postać.

      -Ben, stul się.

       Mroczna postać warknęła, i zdałam sobie sprawę, że nie był to Ben. Cofałam się szybko, ale głos kazał mi przestać.

      -WRACAJ DO DOMU!- ryknął.


       Dosłownie sekundę później, postać poszła na tory kolejowe, pokazując co Ben robi. Moje ciało przeszedł szok, zobaczywszy co znajdowało się naprzeciwko mnie. 

___
oto kolejny rozdział SW, który dedykuję @sulinbitch hehehe,
komentujcie bo to serio motywuje hłe hłe xx 


Dżemek 

poniedziałek, 12 maja 2014

Chapter 10: "Poor Zayn, Hope He Feels Better"

Głosy, które otrzymałam oznaczały, że świat jest dla mnie.

[*kiedy Harry i Ben byli w Izraelu*]


SAVANNAH’S POV


         -Gdzie jest Zayn Malik?- zapytałam Niall’a, a on się zezłościł. Ten temat był jak najbardziej tabu.

Czułam się oszukana przez mojego brata, mogłam wyczuć kłamstwa w tym domu. Nie wszystko jeszcze posklejałam w całość, potrzebowałam jak najwięcej odpowiedzi, na ile byłoby to możliwe.

         -O-On jest naszym przyjacielem.. Jest bardzo chory, leży w szpitalu. Hm, on może nie wytrzymać, więc oni poszli się z nim zobaczyć, zanim będzie za późno..- jęknął, wymawiając ostatnie słowo.

         -I dlaczego nie poszedłeś?- zapytałam. Ponownie się zezłościł.

         -Bałem się- przyznał.

         -Jak się czujesz? Wczoraj krwawiłeś cholernie- zapytałam. Zezłościł się ponownie.

         -Wiesz, to ogólnie była zwierzęca krew. Ledwo co mam jakiekolwiek rany, serio- odpowiedział.

         Coś wrzeszczało zza jakiejś szybki. Haha, to był tylko telewizor. Zaczęliśmy oglądać czwartą część „Krzyku”.

         -Moja ulubiona!- Niall zmienił szybko temat, spoczywając na kanapie.
         Za dużo odpowiedzi do zdobycia….

Trzy godziny później, Harry i Ben prawie co wywróciliby się w drzwiach. Ben wyglądał na przerażonego, gdy wszystko wkoło atakowało go.

         -Więc, z Zayn’em jest ok?- wstałam, podeszłam do nich i zamknęłam po nich drzwi. Ben nie odpowiedział, jego przerażony wzrok utknął  w ścianie. Spojrzałam na Harry’ego, ale jego spojrzenie utkwiło w Niall’u. Sekundę później spajał każde słowo wydobywające się z jego ust.

         -Oni nie myślą, że on to zrobił- żachnął się i odprowadził wzrokiem Bena do kuchni.


~~
         Zdecydowałam zająć się pytaniami z matematyki. Miałam stosy broszur dotyczących 300 innych gatunków matematyki i chemii, to było takie proste, ale jednak nużące mnie. Muszę mieć ich około trzech tysiąca w sekretnej półce, która znajduje się za moimi wszystkimi ubraniami.

         Przyniosłam jedną z broszur na dół, do kuchni, lizałam Popsicle*, kiedy rozwiązywałam równania. Usłyszałam trzask zamykających się frontowych drzwi, to mój tata tak nimi fuknął.

         -Witaj ojcze!- krzyknęłam, dając mu znak, że jestem w kuchni.

          Z dźwięku głosów dochodzących z góry stwierdziłam, że słyszałam wszystkich trzech chłopaków schodzących na dół z Bena pokoju, spotkali mojego tatę w przejściu drzwi. Spojrzałam przez kuchnię by zobaczyć co się dzieje.

         -Witaj Benie, przyjaciele Bena również witajcie- mój tata powiedział to żenująco, kiwając głową na chłopaków.  

         -Dzień dobry panie Ricks. Chyba powinienem już sobie pójść. Niall?- Harry powiedział to mimochodem i Niall przytaknął.

         -Dobrze, więc widzimy się ponownie kiedyś, chłopcy- Tato położył teczkę na stolik do kawy,  jednocześnie całując mnie w czoło.

         Ok, trochę to dalekie do normalności. Chłopcy przybili z Benem piątkę i wyszli, a z tatą zaczęliśmy zachowywać się jak zwykle.

         -Dzieci, usiądźcie na kanapie i posłuchajcie mnie, proszę. Oboje – poinstruował nas i usiedliśmy na kanapie. –Więc w tą niedzielę obiad będzie trochę inny- zaczął- Widzicie, poznałem kogoś. Kogoś wspaniałego. Myślę, że to ta jedyna. Potrzebuję waszego wsparcia, chociaż chciałbym móc ją zaprosić tu z córką na obiad z nami jutro. Oboje bądźcie jutro obecni, potrzebuję was i waszego najlepszego zachowania- poinformował nas.

         Wymieniłam spojrzenia z Benem i można było o nim powiedzieć, że stara się nie wybuchnąć śmiechem.

         -To świetnie!- uśmiechnęłam się i pochyliłam by go mocno przytulić. –Nie mogę się doczekać –powiedziałam, uśmiechając się.

         Ben siedział niepewnie na kanapie, lecz gdy jest człowiekiem, naprawdę  jest bardzo uprzejmy, szturchnął ojca w rękę i pokiwał głową.

         -Nie mogę się doczekać- wymamrotał to i poszedł do siebie na górę.
         Stałam w narastającej ciszy z tatą w salonie, więc zdecydowałam po prostu to skończyć, idąc do swojego pokoju.

         -Nie wychodzisz dzisiaj nigdzie wieczorem?- zapytał, jak byłam prawie już na schodach.

         -Nie mam za bardzo ochoty.

         Wchodząc po schodach, dowiedziałam się, że Harry z Benem są w jego pokoju, i obgadują coś, że niby komuś naprawdę musiałoby na mnie zależeć.

         Muszę przyznać, że Harry jest całkiem niezły. On jest atrakcyjny i gorący jak cholera, sprawia że tracę głowę.  

         Nie zauważyłam, że wpatrywałam się w jego pokój, aż do momentu kiedy Harry wyszedł, i zatrzymał się przede mną.

         -Cześć- uśmieszek wkradł mu się na twarz.

         -Oh, cześć- szybko poszłam do swojego pokoju, zamierzając zamknąć drzwi, ale Harry poszedł za mną. Sam zamknął drzwi za nami i podszedł do mnie. –Potrzebujesz czegoś?- zapytałam.

         -Tylko, cii..- położył palec na moje usta. Przytaknęłam, nie chcąc utracić kontaktu wzrokowego.

         -Próbowałem tego tylko raz przed tym, ale teraz przypuszczam, że podejdę do tego z innej strony – Jego niski, chrapliwy, pomruczający głos był ukojeniem dla moich uszu.

         Nagle poczułam jego ręce chwytające moje nadgarstki, przyparł mnie o ścianę, moje biodra się wierzgały.

         -Annah- mruknął, spoglądając na mnie od góry do dołu, do momentu gdy nasze oczy spotkały się jeszcze raz. Oddychałam ciężko i całkowicie zapomniałam jak się mówi.

         -Pójdziesz ze mną na randkę. W poniedziałek wieczór spędzimy zdumiewający czas- oznajmił mi, zostawiając dużo, długich, słodkich buziaczków na mojej szyi.

         -Do-Dobrze- to było ostatnie słowo, które moje usta mogły wyrzuciły z siebie.
         Uwolnił mnie z uścisku, i opuścił pokój wychodząc przez okno.

         -Dobrą rzeczą w tym, jest łatwe dostanie się tu, jednak moglibyśmy mieć z tym mały problem.

         Puścił do mnie oczko, i skoczył na dół. Westchnęłam, i pobiegłam do okna, podtrzymując się za głowę, by zobaczyć nicość, ale jednak trawę pode mną.  




*popsicle- wodne lody na patyku 

_____________

oto rozdział 10

jezu, umarłam na końcówce hjezu fgvsijfbfvdjsbhdsjfrhbhrregfs

komentujcie, hasztagujcie i wgl xx


Dżemek 

piątek, 2 maja 2014

Chapter 9. "The Plan."

BEN’S POV
        
        
         Mieliśmy do pokonania długą drogę do Izraela, żeby porozmawiać z tym facetem. Wiesz, że to okropnie daleko? Ja żyję na górze globu, w Nowym Jorku.
         Z  Harry’m musieliśmy się przekształcić w wilkołaki, gdy będziemy przechodzić przez granicę, wtedy dotarcie na miejsce zajmie nam 2 godziny.
          W końcu dotarliśmy do pałacu Malik’ów, i jeżeli mam być zupełnie szczery to byłem zdenerwowany, Harry zresztą też był. Skinął głową, i oboje, powoli wchodziliśmy po schodach prowadzących do pałacu.  Gdy zbliżyliśmy się do bramy, wziąłem głęboki oddech.


***autorka myśli o pałacu takim jak pałac Volturi w „Zmierzchu” i Zayn jest tego właścicielem***

         Bramy otworzyły się powoli i strażnicy odprowadzili nas do wielkiej sali, gdzie Zayn i reszta jego ludzi siedziała, przeżywając życie.
-Ah, młody Richard Ricks. Długo zajęło Ci przybycie tu- Zayn zachichotał, i zszedł z  tronu.
-Przepraszam?
Próbowałem, powiedzieć to grzecznie.
-Dobrze, więc przypuszczam, że realizacja planu Twojego ojca zajęła Ci 10 lat.
Ręce Zayn’a wskazały na mnie.  
-Straż, Harry, wyjdźcie na zewnątrz, proszę.
Spojrzał się na strażników, skinął głową, i wzięli Harry’ego pod łokcie, ciągnąc go. Bałem się jego protestu, z obawy przed ściganiem nas.
-Ben, jesteś?- zapytał, a ja przytaknąłem. –Twój ojciec był tu dawno, dawno temu. Teraz to się stało naprawdę dość irytujące-stwierdził to, a ja wywróciłem oczami i zakląłem pod nosem.
-Co z tym piekielnym planem?- zapytałem cierpko.
-Tam. Zadziorny drobiażdżek, nieprawdaż?
Zayn podszedł do ściany pokoju, gdzie na stole było dużo jedzenia.  Wymamrotałem „nie”, ale zdecydowałem trzymać usta na kłódkę i go nie poprawiać.
-Głodny?- zaprosił mnie do stołu.
-Moglibyśmy porozmawiać o jego planach. Potrzebuję szybko odpowiedzi i może będziemy mieć coraz mniej czasu- próbowałem go przekonać.
-Masz 8 miesięcy.
Jego małe ciało wskoczyło na stół i usiadło na krawędzi.
-Osiem miesięcy?- zapytałem. Zayn irytował mnie coraz bardziej.
         -Ah, jesteś taki sam jak twój ojciec. Zawsze zadaje pytania, nie pozwoliwszy mi się na nim skupić.
         Warknął, a echo odbiło się i przebiegło przez pałac. Zasłony nawet się poruszyły.
         -Osiemnastka dziewczyny?- Zayn wzruszył ramionami.
         -Iii..?- syknąłem.
         -Ugh- wywrócił oczami- Poświęciłem tej historii zbyt wiele czasu. -Ok, dobrze. Robota twojego ojca przeszła na mnie, on byłby WKURWIONY, będąc na moim miejscu. Mam na myśli, że każdego dnia byłby tutaj, próbując patrzeć na to, co moglibyśmy zrobić- przerwał biorąc łyk winogronowego wina. -Po prostu powiem mu- zaśmiał się ciężko i piskliwie.
         -Czy mógłbyś mi powiedzieć?- westchnąłem. Ten człowiek będzie moim końcem.
         -Dobrze, dobrze!- zaśmiał się, podbiegł do mnie w mgnieniu oka, śmiał mi się centymetr od mojej twarzy. Wzdrygnąłem się odrobinę i nerwy coraz mniej mi dawały tego, co było dla mnie najlepsze.
         -Stary mędrzec powiedział mi kiedyś, że jeżeli transformacja w wilkołaka przeszła na Ciebie, Twoja rodzina jest teraz rozdarta- zaczął opowieść. –Jestem którymś z kolei jestem człowiekiem, co Twój ojciec przychodził do mnie. I to jest prawda- wzruszył ramionami i zaczął chodzić w około mnie –Kiedy się urodziłeś, stwierdzono, że można być wilkołakiem już w wieku dwóch lat, twój ojciec przyszedł do mnie z propozycją rozwiązania tego małego problemu pochodzącego z mądrej przypowieści- próbował zrobić, by jego głos łamał się dramaturgią, spacerował do mnie i z powrotem, ale później wrócił na tron.
Siedziałem i słuchałem, mając nadzieję, że coraz to nowsze wiadomości nie będą zbyt straszne.
         -Mędrcy powiadali, że jeśli zabijesz jakiegokolwiek członka rodziny, który nie jest wilkołakiem, a w naszym przypadku jest kobietą, to otrzymasz sobie prawo do zdobycia mocy dla wybranego przez Ciebie wilkołaka- zaczął się śmiać jak zrobił pauzę.
         -Co to wszystko oznacza?- zapytałem.
         -Ty tak na serio? Nie możesz tego załapać?- jęknął i przewrócił oczami.





Wow, on jest o wiele bardziej bezczelny, aniżeli myślałem jaki będzie.



______

AAA, witajcie pod nowym rozdziałem SW, komentujcie, polecajcie, hasztagujcie  #STYLESWOLFPL , komentujcie i komentujcie,miłe słowa dawają nam powera do dalszego działania :) 
i mam pytanko do Was, co z moim tłumaczeniem hehe

Dżemek xx

Obserwatorzy