piątek, 6 czerwca 2014

Chapter 11: "Part 2"

                Położyłam rękę na usta, by przestać wydawać dziwne dźwięki. Strach sparaliżował moje ciało tak, że nie mogłam w szoku zrobić  żadnego kroku. Szybko, w miarę możliwości, odeszłam stamtąd, aczkolwiek Ben śmiał się.

            -Mam cię.

            Uśmiechnęłam się, zrozumiawszy że to był żart. Odwalił dobrą robotę; wyglądał jak potwór.

            -Pieprz się - żartobliwie walnęłam go w łokieć, a jego ramiona owinęły się wokół mojej talii.

            -Musisz przestać mnie gonić. To niebezpieczne przychodzić tutaj w nocy.

            Teraz to jest Benny, którego znam.

            -Dobrze, potrzebujesz kogoś, kto poświadczy, że nie żyjesz, wtedy wszystko ci wytłumaczę - dokuczał mi prowadząc mnie do ławki. Oboje usiedliśmy, coraz bardziej czując się, gotowi do refleksyjnych rozmów.

            -Dlaczego wypadłeś jak burza?- zapytałam, lecz on odchylił się do tyłu.

            -Louis jest chujem, lizusem, a przede wszystkim jest najpodlejszą osobą, którą kiedykolwiek spotkałem. Ten chłopak jest bez serca. Wiesz coś o Becky?

            -Jest bardzo słodka i niewinna. Nie jest rozpieszczona- zaśmiałam się do siebie- Szkoda, że nie zostałam, może coś by mi powiedziała- dodałam.

            -Nigdy tego nie zrobi- Ben splunął.

            Czułam, że Ben nawiązywał do czegoś innego, ale nie za bardzo wiedziałam do czego.

            -Dobrze, więc jesteście przyjaciółmi z Harry’m, a on jest lizusem- próbowałam zrobić coś, by rozluźnić atmosferę. Wydawało mi się, że przez jakiś czas na twarzy Bena widniał uśmiech.

            -On nie jest lizusem. Powiem mu co o nim myślisz, wiesz chciał to usłyszeć.

            -Co? Nie, nie, nie! NIE mów tego jemu. To był żart- broniłam się.

            Ben spojrzał na mnie z głupim uśmiechem przed tym jak wywrócił oczami.
            -Mhm..

~*~
            Później po godzinie gadania, zdecydowaliśmy że wracamy. Ben miał mnie u swojego boku jak szliśmy, więc nie musiałam za dużo się ruszać. Kiedy przybyliśmy do domu, ich samochodu już nie było, który sprawił że wszystko stało się o dużo lepsze.

            Tata sprzątał roztrzaskane szkło przy okazji zmywając kuchnie. Wow, ktoś musiał się w końcu tym zająć.

              Zobaczyłam jak Ben szedł na górę, ale ja nie mogłam. Musiałam zobaczyć, czy z tatą było wszystko w porządku po Bena zachowaniu, i cały dramat.

            -Tato? - zapytałam cicho. Oparł się o plecy o spojrzał na zdruzgotaną fotografię mojej matki.

            -Zrujnowałem wszystko. Powinienem trochę poczekać! - wyrzucił z siebie, rzucając ramką o podłogę. Podskoczyłam, na dźwięk hałasu robionej przez nią.

            -Tato, uspokój się. Jestem pewna, że nie zrobiłeś niczego źle! Jak mogłeś? Jesteś najbardziej idealnym człowiekiem na ziemi. – powiedziałam, a on prychnął.

            Odwrócił wzrok ode mnie, ze łzami spływającymi na twarzy.

            -Przestań gadać takie rzeczy. Nie jestem idealny. Jeszcze to utrudniasz – jego  słowa były cierpkie i zrozumiałam, że to była poniekąd wskazówka, że może powinnam opuścić go i udać się na górę. Zdecydowałam, przez mój lęk, że powinnam sama posprzątać, bo on zrobi z tego domu chlew.

            Położyłam rękę na jego bark, poczułam uścisk Bena kiedy dotknęłam tatę. Kiedy tato się odwrócił w jego stronę, nie zauważył że on tam jest.

            Widziałam jak Ben dawał mi znaki w ciszy- skinięciami głowy, bym poszła na górę. Pokiwałam głową, obawiona czernią w oczach brata.  

       BEN’S POV

            Kiedy byłem na górze, myślałem nad idealnym planem, który mógłbym nam kupić.

            Gdybym dostał tego pieprzonego potwora zeszłego tygodnia czy dwóch w szpitalu, może „Ogromne Drzewa” jak ja, Harry i Niall nazywamy to, wspólnie wymyślimy pomysły.

            Pobiegłem na dół z wielkim hałasem. Poszedłem do kuchni, i zobaczyłem tam Annah, która próbuje podnieść na duchu potwora. Powiedziałem jej żeby poszła na górę, więc zrobiła tak jak jej powiedziałem.

            Potrzebowałem stuprocentowej pewności, że on nic nie widział o Malika rodzinie, która  będzie chciała się ze mną skontaktować. Trzymałem rękę w górze, gotów do uderzenia go patelnią.

            Wziąłem głęboki oddech, aczkolwiek jednak jeszcze trzymałem rękę w górze w gotowości walnięcia go patelnią. Zaczerpnąłem świeżego powietrza, patelnia którą trzymałem w dłoni świsnęła w powietrzu, uderzając go w głowę. Jego ciało osunęło się na podłogę, wyglądał jakby był nieżywy, ale jednak oddychał.

            -Annah! Dzwoń po karetkę! – krzyknąłem, próbując brzmieć ponaglająco.

            Wziąłem swój telefon wysyłając krótką wiadomość do Harry’ego i Nialla, powiadamiając ich co zrobiłem.

            Annah zeszła na dół z telefonem przyłożonym do ucha. Ułożyłem patelnię do taty ręki, by wyglądało to tak jakby on sam to sobie zrobił.


            Czułem jak serce Annah wali podczas, gdy rozmawiała przez telefon, i modliłem się, by uwierzyła w moją wersję zdarzeń; miałem zamiar powiedzieć jej kiedyś prawdę. 


______

witajcie pod nowym rozdziałem, jeżeli już to przeczytałeś/aś zostaw komentarz xx 

cersans x 

Obserwatorzy